|
www.viribusunitis322012.fora.pl Viribus Unitis - Wolne forum sympatyków Austro-Węgier.
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Viribusunitis
Administrator
Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 163
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Sob 0:18, 11 Lut 2012 Temat postu: Nowowiejskie klimaty |
|
|
Ilekroć patrzę przez to okno doznaje dziwnego uczucia, jakby czas się zatrzymał, a rozpościerający się widok urągał gwałtownemu pędowi przemian dzisiejszego świata:
Na pierwszym plamie ogród – trochę drzew owocowych i krzewów róż– obecnie przyprószonych śniegiem. Typowa kolorystyka zimowa – ogromna przewaga bieli, ciemne i nagie pnie i gałęzie drzew, gdzieniegdzie małe czerwone plamki głogu. Na dalszym planie sąsiednie ogrody i trzy wille, które również nie zmieniły wyglądu od nieomal stu lat.
Po lewej, najstarszy obiekt osiedla profesorskiego – willa, wzniesiona w czasach schyłku secesji z gigantycznym oknem na parterze i imponującym tarasem. Na wprost za ulicą Wyspiańskiego – neoklasyczny pałac!), Po prawej tuż za płotem – bardziej zrujnowana, niemal bliźniacza willa profesorka.
Na wiosnę ogród rozkwita bzem i jaśminem, drzewa pokrywają się kwieciem, na plocie zielenią się młodymi pędami winne krzewy tworząc pomału nieprzebytą zasłonę liści. Wczesnym latem wybucha istna orgia cudownych cesarskich piwonii (będzie jeszcze o nich mowa), zaś w sierpniu – zastępują je wielobarwne plamy rozkwitających róż.
Ale są to jedynie zmiany wynikające z naturalnego rytmu opór roku. Architektura i organizacja przestrzeni pozostaje ta sama od nieomal czterech pokoleń! Wprost idealne miejsce do kręcenia kostiumowego filmu historycznego!
Wystarczy jednak przejść kilkanaście metrów i spojrzeć przez drugie okno, aby cały ten czar prysnął. Naszym oczom ukaże się ponura ściana wielkomiejskiej zabudowy, zaś w luce miedzy dwoma kamienicami zamajaczą jak w złym śnie potworne i ponure wieżowce kryjące w swym wnętrzu mrowisko równie ponurych lokatorów. Zza okna nawet w zimie dochodzi zwyczajny, wielkomiejski hałas i tylko tabliczka katastralna umieszczona przy wejściu do domu Kraków - Nowa Więś - zdradza, czym ta okolica była niegdyś.
Przed czterdziestu laty z tego samego miejsca spoglądała na ten sam ogród i same obiekty pewna starsza pani ( nazwijmy ją umownie Zofią), która była świadkiem ich narodzin, rozkwitu i upadku. Od chwili jej narodzin w 1893 roku przyszły na świat cztery pokolenia, zaś sam świat i czterokrotnie zmienił postać. Upadły stare monarchie Europy, Polska odrodziła się po ponad stu latach niewoli i w ciągu jednego pokolenia upadla, przeminęło krwawe widmo „tysiącletniej Rzeszy” pewnego szalonego i niespełnionego artysty, a „ ustrój powszechnej sprawiedliwości i szczęśliwości”: zrodzony w łysej czaszce pewnego "wiecznie żywego" myśliciela wchodził właśnie w swe ostatnie stadium i zbliżał się do niechlubnego końca.
Narodziny, dzieciństwo i młodość naszej bohaterki przypadły na czas panowania Najjaśniejszego Pana Franciszka Józefa i stanowiły najpiękniejszy i najlepszy etap jej życia...Władca skończył w 1893 roku 63 lata i miał przed sobą jeszcze 26 lat życia, czyli czas kolejnego pokolenia.
Ale wówczas w 1893 roku teren ten nie tylko nosił inna nazwę – Nowa Wieś Narodowa i nie był jeszcze katastralna dzielnicą miasta Krakowa, lecz samodzielna gminą wiejską żyjąca własnym, barwmy i bynajmniej nie ubogim życiem.
Choć dziś trudno to sobie wyobrazić – nie było jeszcze plątaniny dzisiejszych ulic, a na miejscy obecnej wysokiej budowy zieleniły się sady, pola i ogrody – a przy głównym trakcie wsi ( obecnie - ul. Kazimierza Wielkiego) wznosiły się po obu stronach malownicze drewniane, parterowe domostwa zamożnych ogrodników wywodzących się od wolnych królewskich włościan. W jednym z takich domów przyszła właśnie na świat nasza bohaterka. Ojciec jej był zamożnym ogrodnikiem, żywo interesującym się ówczesnym życiem publicznym, gorącym patriotą i wielokrotnie wybieranym radnym gminy. Budynki murowane, z których do naszych czasów pozostały tylko nieliczne relikty, były wówczas prawdziwymi rodzynkami. Nad niskimi drewnianymi domami górowała potężna, ciemno czerwona siedziba urzędu gminy, zaś na północ od głównej osi wsi, czyli ul. Kazimierza Wielkiego wznosiły się nowo zbudowane miejskie dworki (np. dom znanego i niedawno zmarłego architekta Obtułowicza – otoczony wówczas wspaniałym ogrodem, z którego dziś pozostał jednie ogryzek - zaś przechodnie spieszący ruchliwa ulicą wytyczona tuz przy ścianie willi mogą nieomal spoglądać w alkowę nieszczęsnym mieszkańcom willi).
Zarówno na północ jak i na południe od głównego traktu rozciągały się żyzne pola i sady – będące podstawowym źródłem utrzymania mieszkańców gminy. Ziemia była doskonała, lecz rąk do pracy mało i dlatego co roku zatrudniano ubogich przybyszów zza niedalekiej granicy (tzw. „królewiaków”), czyli chłopów z sąsiedniej skalistej Jury Krakowskiej. Byli oni tak zdesperowani, ze wielu (wobec szczupłości miejsca nielicznych pomieszczeniach gospodarskich nocowało wprost w polu, czy w sadach!).
Wschodnią granicę Nowej Wsi Narodowej stanowił ówczesny, miejski wał fortowy, na którego szczycie zamontowano niedawno kolejkę wąskotorowa łączącą krakowski Dworzec Główny z wsią Borek Fałęcki. Do tego wału przylegały bezpośrednio ziemne umocnienia i obwarowania niebyt starego, lecz przestarzałego już techniczne fortu. Wał i znajdujący się na nim tor kolejowy nie był jednak aż tak wysoki, aby przesłaniać panoramę średniowiecznego Krakowa, ponieważ ówczesna zabudowa obszaru miedzy linia starych, zburzonych przed kilkudziesięciu laty murów miejskich, a nowym pierścieniem obronnym była jeszcze nader rzadka, a monumentalne kamienice zdobiące dziś ulicę Karmelicką dopiero, co wznoszono.
Północną granicę Nowej Wsi stanowiła niewielka, lecz malownicza rzeczka – Młynówka Królewska- będąca sztuczną odnogą Rudawy płynąca od Mydlnik do samych murów starego Krakowa, przy których dokonywała gwałtownego skrętu na południowy zachód kierując się w stronę tzw. Retoryki i Wenecji i wpadając do Wisły w pobliżu dzisiejszego Mostu Dębnickiego (wówczas mostu kolejowego służącego wspomnianej już, a nie istniejącej dziś linii). Młynówka oddzielała Nową Wieś Narodową od sąsiedniej Krowodrzy. Obydwie miejscowości łączył wówczas jeden tylko szlak – dzisiejsza ulica Kujawska i jeden most ( znajdował się w miejscu dzisiejszej ulicy Rzecznej). Obecnie jedynym śladem po zasypanej Młynówce jest nazwa deptaka ciągnącego się kilka kilometrów między nowymi blokowiskami.
Południowa granica z sąsiednią Czarną Wsią biegła wzdłuż dzisiejszej ulicy Chopina, zaś zachodnia z gmina Łobzów pokrywała się z obecna ulicą Kijowską, przy której stoją dziś ‘wieżowce” z dominujących wciąż od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku „Biprostalem”.
Były to jednak linie umowne, nie stanowiące żadnej przeszkody dla wzroku, który bez ograniczeń mógł objąć wzgórze św. Bronisławy z Kopcem Kościuszki, Sikornik, Las Wolski i Słowiniec, którego nie wieńczył nie istniejący jeszcze Kopiec Piłsudskiego, który był w tym czasie początkującym rewolucjonista carskiego imperium i nic nie zapowiadało jego przyszłej kariery i roli w odrodzeniu polskiej państwowości. Odrodzenie, aczkolwiek upragnione znajdowało się wtedy jeszcze w sferze marzeń i zapewne nikt się nie spodziewał, że doczeka go rodzące się właśnie pokolenie naszej bohaterki.
Na razie w Nowej Wsi Narodowej cieszono się osiągniętymi swobodami w ramach państwa Habsburgów. Wszyscy darzyli Najjaśniejszego Pana bezwarunkowym zaufaniem i miłością i modlono się o dalsze lata jego rządów, choć oczywiście modlono się tez od odrodzenie państwa polskiego. Dla mieszkańców Nowej Wsi Narodowej nie było w tym żadnej sprzeczności – Po prostu wyobrażano sobie, że kiedyś wybuchnie wojna, w której wojska Najjaśniejszego Pana przegonią Rosjan z "Kraju Przywiślańskiego", a jego czoło ozdobi kolejna – polska korona. Państwo podwójne zamieni się w potrójne, a Polska będzie tak samo niepodległa jak ówczesne Węgry.
Główną arterią osią wsi, będącej centrum życia politycznego gospodarczego była (jak się już rzekło) dzisiejsza ulica Kazimierza Wielkiego, czyli dawny trakt łączący zamek wawelski z podmiejska rezydencja królewską w Łobzowie. Rezydencja ta, która przywala największa świetność od początku XVI do polowy XVII wieku pozytywnie wpłynęła na rozwój podmiejskich osad leżących przy niej ( w tym Nowej Wsi) i znacząco wpłynęła na zamożność i poczucie dumy jej mieszkańców. Gdy wskutek szwedzkiego potopu, a następnie Wojny Północnej popadła w ruinę – mieszkańcy nieco zubożeli, lecz typowy dla końca XVIII wieku sentymentalizm, a następnie rodzący się romantyzm przyniósł modę na malownicze ruiny, więc karczmy i ogrody Nowej Wsi i Łobzowa rozkwitły na nowo. Gdy po upadku Rzeczypospolitej Krakowskiej w połowie XIX wieku na miejscu ruin ( z wykorzystaniem ich fundamentów) zbudowano wielkie koszary i obiekty wojskowe - stary trakt nabrał nowego strategicznego znaczenia i mieszkańcy Nowej wsi nie mieli bynajmniej powodu do narzekania. Przybyła im zaś nowa atrakcja, obserwacja malowniczych oddziałów cesarskich mieniących się cala gama barw ( mundury w kolorze ochronnym nie były jeszcze znane!). Więcej kłopotów przysparzał fort ziemny blokujący stary trakt od strony wału miejskiego. Wytyczono, więc nowe drogi, aby go ominąć i efekcie komunikacja z Krakowem ulęgła zmianie i wskutek tych utrudnień nie kierowała się już w stronę ulicy Łobzowskiej, lecz otaczając fort od południowego zachodu kierowała się ku dzisiejszej ulicy Karmelickiej. Mieszkańcy Nowej wsi chętnie korzystali z nowego traktu – tym bardziej, że tuz przy nim zlokalizowano największa atrakcje ówczesnego Krakowa – leżący na terenie Nowej Wsi – rozległy Park Krakowski, ze sztucznym stawem, po którym pływały w łódkach zakochane pary i łabędzie, restauracja, letnim teatrem, strzelnicą i wieloma innymi urządzeniami przyciągającymi liczną publiczność. O popularności tego miejsca świadczył najlepiej fakt, że już w 1896 roku uruchomiono specjalna linie tramwaju konnego łączącego serce miasta, czyli Rynek Krakowski ze wspomnianym parkiem.
Dzieci nowowiejskich gospodarzy przezywały wiec szczęśliwe i beztroskie dzieciństwo hasając po polach i łąkach w zdrowym i pięknym otoczeniu, radując się nowymi wynalazkami ( przejażdżki tramwajem konnym stanowiły niezapomniane doświadczenie przekazywane wnukom i prawnukom!), Zaś do najwspanialszych wspomnień należało oglądanie parad wojskowych na niezbyt odległych błoniach miejskich, oraz niedzielne wycieczki do Skał Panieńskich w Lesie Wolskim, dokąd jeżdżono specjalnie dostosowanymi wozami.
Nowowiejski radca, czyli ojciec naszej bohaterki, jako człek światowy i zamożny pragnął zapewnić jedynaczce wszystko, co najlepsze. Nie wystarczyła, więc zwykła wiejska szkoła i mała Zosia odbierała edukację w dość odległej placówce po drugiej stronie miasta przy ul. Topolowej, do której jeździła tramwajem oglądając, co dzień zabytkowe centrum z Sukiennicami i Kościołem Mariackim, co stanowiło dodatkowa atrakcję i element edukacji historycznej. Po ukończeniu szkoły przyszedł czas rozstania z Krakowem.
Ambitny ogrodnik z nowej wsi umieścił wiec córkę na ekskluzywnej pensji dla dobrze urodzonych panien w dalekim Frydlandzie (dziś Frydek-Mistek, w Republice Czeskiej), gdzie uczyła się dobrego zachowania i manier, oraz wiedzy o świecie stosownej dla przyszłej pani domu i ozdoby światowego towarzystwa. Wieloetniczna mieszanka pensjonariuszek (Austriaczki, Polki, Czeszki, Węgierki) używały, na co dzień języka niemieckiego, lecz uczyły się też nawzajem własnych jeżyków i nawiązywały przyjaźnie dzieląc solidarnie wszelkie smutki i radości. Zachowało się z tych czasów wiele widokówek i kartek pocztowych napisanych we wszystkich nieomal językach monarchii.
Zosia zaprzyjaźniła się szczególnie z młoda szlachcianką z Węgier, która zaprosiła ja na wakacje do swego majątku, lecz wizyta nie doszła do skutku, albowiem właśnie nadszedł lipiec 1910 roku i wielka uroczystości pięćsetlecia bitwy i odsłonięcie Pomnika Grunwaldzkiego na Placu Matejki. Gorący patriota, jakim był ojciec Zosi ( wnuk powstańca kościuszkowskiego) nie puścił córki na Węgry, gdyż jego zdaniem – była to wielka i niepowtarzalna manifestacja patriotyczna, która zdarza się raz na sto lat i w której każdy młody Polak i młoda Polka powinna uczestniczyć.
W tym samym roku miało miejsce inne historyczne wydarzenie, które na zawsze zadecydowało o losach Nowej Wsi Królewskiej, zaś ojciec Zosi, jako rajca gminny był jednym z jego głównych bohaterów i sygnatariuszem dziejowego dokumentu: Oto rada gminy Nowa Wieś wyraziła zgodę na przyłączenie całej gminy do miasta Krakowa na prawach nowej dzielnicy!
Ponieważ wskutek rozwoju sztuki wojennej, cala linia obronna z wałem miejskim i umocnieniami ziemnymi strąciła rację bytu, przeto teren byłego fortu splantowano, wał zniwelowano, a na jego miejscu miała powstać główna arteria Krakowa – Aleje Trzech Wieszczów. Tereny poforteczne rozparcelowano i sprzedano i [prawie natychmiast przystąpiono do ich stopniowej zabudowy nadając jej wielkomiejski charakter. Nieco dalej na zachód od niej, również tuz przy danych terenach wojskowych ( pomiędzy ul. Kazimierza Wielkiego rzeka Młynówką) zaczęła powstawać elegancka dzielnica willowa zaprojektowana przez najwybitniejszych ówczesnych architektów, w której mieli zamieszkać profesorowie uniwersyteccy i inni ludzie światowego towarzystwa. Ponieważ na parcele przeznaczono tym razem tereny należące do miejscowych ogrodników – wiec bogacili się ponownie sprzedając je przyszłym właścicielom posesji. W ten sposób narodziła się unikalna i jedyna w swoim rodzaju – rezydencjonalna ulica Krakowa ( dzisiaj ul. Stanisława Wyspiańskiego). W zamierzeniach wielkiego prezydenta Lea mila być ona wzorem do naśladowania dla całej nowej dzielnicy, która wykorzystując naturalne walory glebowe, widokowe i zdrowotne powinna pełnić taką właśnie mieszkaniowo rekreacyjną. Funkcję. Założenie takie było bardzo modne w ówczesnych czasach i nazywano je „miastem ogrodem”.
Ten piękny zamiar realizowano jednak tylko do początku lat trzydziestych XX wieku. Później wszechobecna chciwość inwestorów i słabość nowego prawa budowlanego obróciła całe dzieło wniwecz i dziś niespełnione marzenie prezydenta Lea, a także pierwszych właścicieli willi ograniczyło się do niewielkiej enklawy wśród brzydkiej i mało interesującej wysokiej zabudowy, a dzisiejsi właściciele toczą nieustanny i na razie bezskuteczny bój o wpis całej zielonej wyspy do rejestru zabytków, lub terenów chronionych. Zachowały się natomiast wszystkie stare kapliczki, gdyż zobowiązanie o ich dbałość zostało narzucone miastu jako warunek przyłączenia gminy prze nowowiejskich rajców.
Tymczasem kolorowe czasy monarchii zbliżały się do końca. Niebawem na nieodległych Oleandrach pojawili się paramilitarni strzelcy marzący o odrodzeniu państwa polskiego. Wprawdzie władze cywilne patrzyły na nich z pewna nieufnością ( było to zrozumiale, gdyż rej wodzili tu emigranci z zaboru rosyjskiego, a wśród nich „notoryczni rewolucjoniści”, a nawet „terroryści”) – jednak władze wojskowe, a zwłaszcza ówczesny komendant twierdzy Kraków – Karl Kuk otaczał je życzliwa opieką, gdyż konflikt z Rosja zbliżał się wielkimi Krokami i polscy ochotnicy mogli odegrać w nim niebagatelna rolę! Nadeszły wojny bałkańskie, a ludność miasta i nowo przyłączonych dzielnic ogarniało coraz większe podniecenie. Z jednej strony powszechnie oczekiwano wojny, która mogła przynieść Polsce wolność, a z drugiej patrzono z niepokojem w stronę północy, gdyż granica z rosyjskim imperium przebiegała przecież w pobliżu miasta ( od carskich komór celnych dzieliło Rynek Główny Krakowa mniej niż 10 km!).
W życiu panny Zofii pojawił się w tych latach młody absolwent szkoły technicznej w dalekiej Mittweidzie (nazwijmy go umownie Krzychem) – który niebawem miał otworzyć jeden z pierwszych elektrycznych zakładów usługowych. Po pewnym czasie młodzi zaczęli snuć wspólne plany, ale zanim zdarzyli je zrealizować – jej wybraniec musiał ubrać szary uniform i udać się na czteroletnia tułaczkę wojenną. Jedyna forma kontaktu pozostały kartki i pocztówki przesyłane poczt a wojenną. W owych czasach w charakterze kartek pocztowych wykorzystywano też powszechnie znakomicie zachowane fotografie, – dlatego też wizerunek umundurowanego narzeczonego naszej bohaterki zachował się w licznych egzemplarzach. Krzych służył wiernie i z honorem, od pierwszego do ostatniego dnia Wielkiej Wojny, bo był perfekcjonistą i „cokolwiek robił – robił solidnie, a jeśli dał komuś słowo to go dotrzymywał, choćby się świat zawalił"”.
Tymczasem nadeszły dni grozy. W listopadzie 1914 roku wrogie wojska podeszły pod Kraków i rozpoczęły szturm Twierdzy. Nowa Wieś nie znajdowała się na pierwszej linii obrony – niemniej huk wystrzałów i detonacji docierał do wszystkich punktów ówczesnego Wielkiego Krakowa, zaś wszyscy pozostali w mieście obrońcy i mieszkańcy zdawali sobie sprawę, że ważą się losy wojny. Nowo powstałe lotnictwo nękało obrońców twierdzy. Stosunkowo niedaleko Nowej Wsi (Przy dzisiejszej ulicy Wrocławskiej) rosyjskie aeroplany zrzuciła bomby na szpital wojskowy myląc go z koszarami.
Niebawem nastąpił przełom. Wróg został odrzucony i nie pojawił się więcej po Krakowem. W maju 1915 roku panna Zofia wraz innymi obywatelkami miasta cieszyła się z wielkiego zwycięstwa pod Gorlicami i czekała i też w dniu 20 czerwca na oficjalne potwierdzenie odbicia Lwowa. Zanim jednak podano to publicznej wiadomości – miarowo i dostojnie odezwał się "Zygmunt”, a następnie wszystkie mniej znakomite dzwony w podwawelskim grodzie.
5 listopada 1916 roku „Zygmunt” odezwał się ponownie, zaś mieszkańcy Krakowa usłyszeli nową i od dawna upragniona wieść: Oto nie ma już zaborów! Choć ziemie polski są nadal okupowane, to przecież nikt już nie kwestionuje prawa Polski do istnienia! Nie ma powrotu do Kraju Przywiślańskiego!
Potem nadeszła bieda 1917 roku. Pamiętne kolejki do piekarni. Inflacja. Niezadowolenie. Potem stosunki z władzami zaczęły się psuć. Kryzys przysięgowy i na koniec – Pokój Brzeski oddający Ukrainie Chełmszyznę. Sympatia zaczęła się zamieniać w niechęć... Zofia coraz bardzie niepokoiła się o los narzeczonego. kartki stawały się coraz rzadsze, a przecież nieudana ofensywna nad rzeką Piavą pociągnęła liczne ofiary...Wreszcie nadszedł pamiętny październik 1918 roku, a wraz jego końcem nastąpił też kres dawnego świata. Kraków zrzucił panowanie austriackie. Rodziła się na nowo Rzeczpospolita Polska i nowa epoka w życiu pani Zofii.
Ukochany powrócił cały i zdrowy. Wraz z nadejściem nowych czasów zmieniła się tez Nowa Wieś Narodowa. Na ulicy Kazimierza Wielkiego pojawił się tramwaj elektryczny, który dotarł aż do Podchorążówki ( tak nazywano dawne koszary austriackie wybudowane na fundamentach pałacu w Łobzowie). Zanikały pola i sady. Wytyczano nowe ulice i parcele. Wbrew marzeniom wielkiego Lea wszędzie wdzierała się wysoka zabudowa. Stary świat odszedł, aby nigdy nie powrócić. Również i w życiu Pani Zofii otwierała się nowy rozdział: stary, bajkowy drewniany dom odszedł w przeszłość, a na nowym miejscu, na dawnych Łęgach zasypanej Młynówki powstała obszerna willa, w Zofia miała spędzić resztę życia zanim zakończyła je w styczniu 1981 roku. Ale to już zupełnie inna historia.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Viribusunitis dnia Śro 10:22, 29 Lut 2012, w całości zmieniany 5 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
omnibus
Baron
Dołączył: 03 Lut 2012
Posty: 40
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Ziemia Myślenicka
|
Wysłany: Nie 17:15, 12 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Już mnie korci zobaczyć ten ogród wiosną... .
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|